Najnowsze w Infoship
Brakuje najnowszych.

Warszawa: Tramwaj do Piaseczna bez sensu?

infotram
17.02.2009 10:07

Co robi linia tramwajowa do Piaseczna na liście warszawskich inwestycji w systemie partnerstwa prywatno-państwowego? Może chodzi o inwestowanie w nikomu niepotrzebne ekspertyzy i projekty, bo ta budowa nie ma ani szans, ani żadnego sensu – pisze Gazeta Wyborcza. Ratusz z dumą ogłosił, że w stolicy nadszedł czas na budowanie za pieniądze prywatnego kapitału. Na Zachodzie od dawna powstają w ten sposób oczyszczalnie ścieków, więzienia, linie metra, parkingi podziemne, hale sportowe itp. Dzięki temu samorządy nie muszą wydawać od razu wysokich kwot, tylko przez kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat spłacają je inwestorowi, który na tym zarabia. Dlatego zatrudnione przez ratusz firmy doradcze nie posiadały się z zachwytu nad pionierskim w Polsce pomysłem władz Warszawy.
Czy słusznie? Kilka inwestycji, które nasz samorząd chciałby realizować do spółki z prywatnym kapitałem, budzi duże zdziwienie. Wśród nich jest np. mityczny park technologiczny na Siekierkach. 'Szybką ścieżkę’ dla niego już cztery lata temu kreślił ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Albo największa w mieście hala widowiskowa, która miałaby wyrosnąć gdzieś na peryferiach Targówka zamiast koło Stadionu Narodowego, gdzie jest dla niej najlepsze miejsce.
Jednak największe kuriozum to ośmiokilometrowa linia tramwajowa do Piaseczna za 450 mln zł. Nie figuruje w żadnym planie zagospodarowania, nie uwzględnia jej projekt południowej obwodnicy Warszawy, której budowa właśnie zaczyna się w tym rejonie. Aby położyć tory, trzeba by przebudowywać kilka wiaduktów przecinających Puławską. Planowana wcześniej zajezdnia dla tramwajów już nie powstanie, bo półtora roku temu rząd przekazał jej teren zakonom bonifratrów i dominikanów, a te szybko sprzedały ją z trzykrotnym przebiciem pod centrum handlowe. W dodatku linia miałaby się kończyć tuż przed wjazdem do Piaseczna na wysokości ul. Okulickiego.
Humbug, jakich mało. Są jednak urzędnicy, którzy mają do niego dziwną słabość. W sierpniu 2005 r. opisywaliśmy, jak szef miejskiego biura komunikacji Stanisław Szweycer odważył się nawet zablokować poszerzanie Puławskiej na wysokości piaseczyńskiego hipermarketu Auchan, żeby na siłę wepchnąć tam tory tramwajowe. Sprawa oparła się o wojewodę. Jezdnię w końcu poszerzono, mimo to linia wraca jak bumerang. Dlatego że renomowana firma PricewaterhouseCoopers przygotowała już dla niej kilka analiz.
W takim jeżdżeniu palcem po mapie jesteśmy mistrzami świata. Gorzej z budowaniem. Od kilku lat jakoś nie może się zacząć wytyczanie 1,5 km torów kolejowych przez odludne tereny do lotniska na Okęciu, a ma się udać budowa linii tramwajowej, na którą nie ma miejsca wzdłuż gęsto zabudowanej Puławskiej?
Dlaczego właściwie Warszawa ma fundować tramwaj Piasecznu? Jeśli ratusz chce poprawić komunikację warszawskim osiedlom w Pyrach czy Dąbrówce, o wiele tańszym kosztem można wytyczyć na Puławskiej buspas. Pieniędzy wystarczy jeszcze na udrożnienie linii kolejowej, którą już ma Piaseczno.
Są też znacznie bardziej zaludnione rejony Warszawy, którym już dziś przydałyby się linie tramwajowe budowane w systemie PPP. Jakiś czas mówiło się nawet, że w ten sposób powstaną tory do Tarchomina i Nowodworów. Na tyle długo, że część potrzebnych działek zdążyli wykupić deweloperzy. Ratusz wycofał się z linii tramwajowej wzdłuż ul. Sobieskiego na Stegny i do rozrastającego się Miasteczka Wilanów – szkoda, bo byłaby idealna do sfinansowania przez prywatnego inwestora.
Nasi urzędnicy chcieli się wykazać, że mają pomysł na inwestycje, jakiego w Polsce jeszcze nie było. Trzeba je jeszcze mieć dobrze przygotowane, bo mgławicowymi projektami prywatnego kapitału się nie przyciągnie.