Warszawa: Czy Andrzej Urbański odpowiada za nieprawidłowości w Szybkiej Kolei Miejskiej?
Szybka Kolej Miejska miała przybliżyć Warszawę do światowych metropolii. Dziś z podstołecznych miejscowości koleją wciąż jeździ się niewygodnie – pociągi są wolne, brudne, wagony mają kilkadziesiąt lat. Warszawski ratusz pod rządami Lecha Kaczyńskiego zapowiedział, że stworzy kolej, która jakością dorówna metru. Pod koniec 2004 r. rozstrzygnął przetarg na dostawę nowoczesnych wagonów. Wcześniej po materiały przetargowe zgłosiło się 18 firm. Ostatecznie ofertę przedstawiła tylko jedna – ZNTK z Nowego Sącza (dziś Newag) należąca do Zbigniewa Jakubasa. I to ona zdobyła kontrakt wart 55 mln zł. Za komunikację odpowiadał wtedy wiceprezydent Warszawy Andrzej Urbański, a dziś szef Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Warszawską Platformę Obywatelską zainteresowało to, że Urbański był szefem dziennika 'Życie Warszawy’, w czasach gdy ta gazeta należała do Jakubasa. – Można przypuszczać, że Newag był w przetargu faworyzowany – uważa Maciej Białecki, wiceszef warszawskiej PO. – Prowadząca przetarg spółka SKM dała oferentom tylko miesiąc na przygotowanie projektu wagonu. Zdążył tylko Newag, bo miał gotowy prototyp.
– Może koledzy z Newagu mieli już coś gotowego na półce? – zastanawia się też Jerzy Berg z bydgoskiej Pesy, która nie wystartowała w przetargu właśnie z powodu wyśrubowanych terminów.
– Newag miał prototyp, bo przygotowywał się do wejścia na polski rynek – usłyszeliśmy w spółce SKM.
Jednak dostarczone do Warszawy wagony nie wszystkich zadowoliły. – Nie mają dobrego przyspieszenia. Tylko wyglądają ładnie, ale urządzenia mają przestarzałe – narzekają działacze warszawskiej PO, którzy w przetargu dopatrzyli się niegospodarności i skierowali sprawę do prokuratury. Ta wszczęła tzw. postępowanie w sprawie. Przesłuchuje m.in. prezesów firm startujących w przetargu. Jaką rolę odegrał tu Urbański?
– Nie nadzorowałem i nie miałem związków z tym przetargiem. O jego wynikach dowiedziałem się na długo po rozstrzygnięciu – mówi Andrzej Urbański. – Wszyscy urzędnicy w mieście działają na podstawie pisemnych uprawnień prezydenta Warszawy, które są publikowane także w internecie. Każdy może więc sprawdzić, że za spółkę SKM odpowiadało biuro nadzoru właścicielskiego, które mi nigdy nie podlegało. Szef kancelarii Lecha Kaczyńskiego zapewnia, że urzędując w ratuszu, nie miał bliskich kontaktów z właścicielem Newagu. – Tylko raz w życiu z dnia na dzień zostałem zwolniony z pracy: Zbigniew Jakubas odwołał mnie ze stanowiska redaktora naczelnego 'Życia Warszawy’. Dziwię się plotkom o moich rzekomych związkach z tym biznesmenem – mówi Urbański.
Jerzy Obrębski, prezes Szybkiej Kolei Miejskiej, twierdzi, że 'nie wnikał’ w związki Andrzeja Urbańskiego ze Zbigniewem Jakubasem. Zapewnia, że w sprawie całego projektu z Urbańskim się nie kontaktował. Przypomina, że SKM podlegała wiceprezydentowi Warszawy Sławomirowi Skrzypkowi, który dziś jest wiceprezesem PKO BP z rekomendacji PiS. Jednak szefem rady nadzorczej SKM był Krzysztof Celiński, prezes Metra Warszawskiego, który podlegał już odpowiedzialnemu za komunikację wiceprezydentowi Urbańskiemu. Urbański nie miał bezpośrednich związków z przetargiem na wagony SKM. Prokuratura najpewniej nie postawi mu zarzutów. Wprawdzie Urbański nie jest odpowiedzialny za zakup wagonów dla SKM, ale można go obarczyć odpowiedzialnością za klapę całego przedsięwzięcia. Kupione za grube miliony pociągi SKM dojeżdżają w godzinach szczytu tylko do rogatek Warszawy. Powód? Miasto nie chciało czekać na grudniową zmianę rozkładu jazdy PKP. Zależało mu na uruchomieniu pociągów SKM przed zeszłorocznymi wyborami. Andrzej Urbański upiera się jednak, że SKM to wielki sukces Lecha Kaczyńskiego, bo 'nikomu w Polsce nie udało się złamać monopolu PKP’. Więcej w Gazecie Wyborczej: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,3263675.html