Tychy: Miasto zaskoczone żądaniami PKP
Późnym latem przyszłego roku zapomniane stacje Tychy Miasto i Tychy Zachodnie mają szansę zacząć tętnić intensywniejszym życiem niż w najlepszych latach swojej świetności. Tylko czy do czerwca miasto zdąży wyremontować nieczynne perony? Ich właściciel stawia trudne warunki… Szybka Kolej Regionalna to oczko w głowie władz miasta. Urząd zrobił wszystko, by z Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013 wydobyć środki na ten cel. I udało się. Prawie 11 mln euro już prawie jest w Tychach, po zatwierdzeniu przez Komisję Europejską. Te pieniądze mają pójść na remonty i modernizację istniejących stacji oraz budowę dwóch nowych (przy lodowisku i alei Bielskiej). Żeby jednak skorzystać z przyznanych środków, miasto musi stać się właścicielem peronów, choćby na jakiś czas. Mowa jest o pięciu latach. Po tym okresie kolej odzyskałaby swoje perony, ale w stanie zupełnie niepodobnym do tego, w jakim są teraz. – Chcemy wybudować ruchome schody i zadaszenia, zamontować oświetlenie… – mówi prezydent Andrzej Dziuba. – Musimy przyszłym pasażerom stworzyć takie warunki, by oni chcieli z tej nowej oferty skorzystać. Problem w tym, że PKP żąda od nas 20 tys. zł za każdy miesiąc dzierżawy, począwszy od samego początku, kiedy będziemy ponosić tylko nakłady bez żadnych zysków. Na to nie możemy się zgodzić. – Nie chcemy zarabiać na żadnym mieście – zapewnia Oddział Gospodarowania Nieruchomościami PKP ustami swojego rzecznika, Tomasza Liszaja. – Ale koszty inwestycji muszą ponosić dwie strony. My gwarantujemy usunięcie z peronów stojących tam jeszcze budynków, słupów oświetleniowych, wiat i innych pozostałości. To są nasze koszty. Miastu Tychy proponujemy umowę dzierżawy na pięć lat. Nie ma jednak dzierżawy bez określenia warunków, a wśród nich jest cena. Wybraliśmy najniższy wariant: 1,68 zł za metr kwadratowy, co przy powierzchni, jaka w Tychach wchodzi w grę rzeczywiście daje to 20 tys. zł. I nie ma tu mowy o pazerności z naszej strony. Umowa dzierżawy po prostu musi zawierać ten element. Obie strony mają swoje racje, ale czas leci i jeśli nie będzie porozumienia we właściwym terminie, szansa na ożywienie tyskich stacji może przejść obok. Bo o ile na wykorzystanie unijnych środków jest parę lat, to akurat w tym przypadku liczy się jeszcze zgranie wszystkiego z dostawą pociągów. – Marszałek przyznał środki na cztery pociągi typu Flirt, po 20 mln zł każdy. W tej chwili są produkowane i w czerwcu mamy je odebrać – tłumaczy prezydent. – Jeśli w tym czasie nie będziemy mieć odpowiednio przygotowanych peronów, wtedy marszałek może je skierować gdzie indziej. W przygotowaniach organizacyjnych miasto jest już bardzo zaawansowane do uruchomienia kolei, która trasę z Tychów do Katowic ma pokonywać w 25 minut. Są już rozkłady jazdy, do których dostosowane będą autobusy miejskie, by na czas odjazdu pociągu ludzie mogli dojechać na każdą ze stacji. Wprowadzenie SKR zredukuje komunikację autobusową między Tychami a Katowicami, ale prezydent zapewnia, że nie doprowadzi to do upadku Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej. Pozostanie ta sama liczba autobusów, tylko zmienią się im trasy. Sam PKM też nie widzi dla siebie zagrożenia w uruchomieniu kolei. Mówi się o jednym bilecie, który obowiązywał będzie na autobus i pociąg. Pasażer, który zapłaci w Tychach za podróż do Katowic autobusem i pociągiem, skasuje tylko jeden bilet. Wszystko pięknie, tylko czy do tego dojdzie, jeśli miasto i PKP obstawać będą przy swoim? Tomasz Liszaj, rzecznik PKP, zapewnił nas, że kolej nie powiedziała ostatniego słowa i jest gotowa na rozmowy z Tychami w tym temacie. Będziemy się im przyglądać.