Polska: „Oblężenie” polskich zakładów naprawy taboru
Polskie zakłady napraw taboru kolejowego, które jeszcze kilka lat temu ledwo wiązały koniec z końcem, dziś nie mogą nadążyć z realizacją zamówień.
Zaledwie dwa lata temu wartość całego rynku lekko przekraczała 200 mln zł – dziś jest to już 500 mln zł. A to, jak twierdzą eksperci, dopiero początek hossy. – W ciągu dwóch, trzech lat wartość zamówień wzrośnie nawet do 2 mld zł – szacuje Henryk Klimkiewicz, szef Railway Business Forum, organizacji grupującej m.in. prywatnych producentów taboru kolejowego w Polsce. Prosperity przyszła wraz z wejściem Polski do UE. Balansującym na krawędzi bankructwa przedsiębiorstwom – działa u nas kilkanaście zakładów taboru kolejowego – w sukurs przyszły fundusze unijne. tylko z programu 'Infrastruktura i środowisko’ oraz regionalnych programów operacyjnych do 2013 r. na tabor zarezerwowane są blisko 4 mld zł. Coraz częściej pojawiają się też zlecenia od zagranicznych przewoźników. Pionierem jest bydgoska Pesa, która realizuje obecnie kontrakt wartości 170 mln zł dla kolei regionalnej z włoskiego Bari. W kolejce do polskich firm ustawiają się już kolejni przewoźnicy z Włoch. Dostrzegli oni bowiem, że w naszych zakładach można kupić tabor o jakości porównywalnej do zachodniej, ale za niższą cenę. Za skomplikowane kilkuwagonowe składy pociągowe służące do przewozu pasażerów we Francji czy Niemczech trzeba zapłacić równowartość 20 mln zł. Tymczasem w polskich zakładach można je już kupić za 15 mln zł. – Koniunkturę nakręcają też urzędy marszałkowskie organizujące kolejowe przewozy pasażerskie w regionach – mówi Henryk Klimkiewicz. Nowe zlecenia w zakładach taborowych zapowiada ponadto spółka pasażerska PKP Intercity i prywatni przewoźnicy towarowi. – W ciągu trzech lat zamierzamy zmodernizować około 275 i kupić 20 nowych wagonów i 10 lokomotyw – zapowiada Czesław Warsewicz, prezes PKP Intercity. W sumie kolej wyda w tym celu 1 mld zł. Zamówienia o wartość kilkuset milionów złotych rocznie zapowiadają też prywatni przewoźnicy towarowi. Nic więc dziwnego, że producenci taboru zacierają ręce w oczekiwaniu na przyszłe zyski i przygotowują się do rozbudowy mocy produkcyjnych. – W latach 90. podpisywaliśmy kontrakty na modernizację góra kilku wagonów. Obecnie każdy kontrakt to dwadzieścia kilka nowych składów. Z myślą o nowych zamówieniach rozbudowujemy więc nasz zakład – ujawnia Zbigniew Wojciechowski, dyrektor marketingu autobusów szynowych Pesa Bydgoszcz. Inwestycja pochłonie kilkanaście milionów złotych. Wydatki na rozwój zapowiadają też inne firmy: Newag z Nowego Sącza, Tabor Szynowy Opole czy ZNTK Mińsk Mazowiecki.
PRZESIĄDŹ SIĘ NA: