Na Słowację pociągiem nie dojedziesz
Tyle się mówi o konieczności rozwoju komunikacji zbiorowej oraz transportu pieszo-rowerowego i związanego z tym ograniczania nadmiernej motoryzacji, a tymczasem w przypadku polsko-słowackiego sąsiedztwa ta zasada okazuje się fikcją. Mimo istnienia wielu unijnych programów grantowych, m. in. funduszu Polska-Słowacja, które powinny uwzględniać świętą dla Unii zasadę zrównoważonego transportu, z Polski na Słowację nadal nie da się dojechać inaczej, niż własnym autem.
Weźmy pod uwagę Kraków –największe miasto w południowej Polsce –mające naturalne predyspozycje do tego, by stać się ośrodkiem współpracy polsko-słowackiej. Otóż z Krakowa na Słowację nie kursuje ani jeden autobus ani pociąg! Nie liczymy tu oczywiście autokarów dalekobieżnych do Wiednia czy Budapesztu ani pociągu, jadącego okrężną drogą przez Czechy (sic!) do Bratysławy. Rzecz w tym, że w dobie Europy bez granic (pusty frazes?) aż się prosi, by z Krakowa do Popradu i nad tak lubiane przez Polaków jezioro Orawskie co dwie –trzy godziny odjeżdżał jakiś lokalny autobus, który po drodze zabierałby pasażerów w komunikacji krajowej (np. między Krakowem a Nowym Targiem). Chodzi o zwykłe połączenia transgraniczne, które funkcjonowałyby tak jak połączenia lokalne, z ceną biletu rzędu 25 zł, bez konieczności załatwiania absurdalnie skomplikowanych licencji na połączenia międzynarodowe –w końcu jesteśmy w „Unii bez granic wewnętrznych”. Takiego autobusu nie ma i nie będzie, a wszystko przez nieżyciowe przepisy, korupcję w słowackich urzędach oraz nadmierną biurokrację i polsko-słowackie uprzedzenia. Wielu polskich busiarzy próbowało otworzyć linię Kraków –Poprad czy Zakopane –Namestovo (miejscowość nad Jeziorem Orawskim), bo na tego typu przewozy jest duży popyt: Polacy mimo wysokich słowackich cen lubią jeździć turystycznie w te strony, a Słowacy masowo przyjeżdżają do nas na zakupy. Nie udało się. Słowaccy urzędnicy nawet dwa lata przeciągali procedurę wydania licencji na przewóz międzynarodowy, wymyślając coraz to nowe, coraz bardziej absurdalne i nierealne wymagania. Z czego to postępowanie wynika? Między innymi z ukrytych polsko-słowackich animozji, z obawy przed zdominowaniem rynku transportowego przez polskich przewoźników, którzy jeżdżą taniej, niż ich słowaccy koledzy.