Częstochowa: Tylko czekać, aż kogoś pociąg przejedzie

Złomiarze ukradli już 18 przęseł siatki oddzielającej ul. Wilsona od torów. A PKP i Urząd Miasta odbijają piłeczkę, kto ma naprawić płot. Na parkan zwrócił uwagę radny Marcin Maranda. – Między ul. Krótką a al. Jana Pawła II przęsła znikają jedno po drugim – mówi. – Ludzie chodzą na skróty, tylko czekać, aż pociąg kogoś rozjedzie. W połowie maja radny złożył interpelację do prezydenta miasta, ten zaś błyskawicznie wysłał pismo do PKP. Kolej nie była już tak szybka i na odpowiedź kazała czekać miesiąc. Urzędników i radnego Marandę zamurowało: PKP nie tylko nie odbudują ogrodzenia, ale zdemontują to, co pozostało na odcinku od ul. Krótkiej do al. Jana Pawła II. Bo według zastępcy dyrektora oddziału gospodarowania nieruchomościami PKP w Katowicach Jarosława Padlowskiego parkan nie spełnia swojej roli. Jego zdaniem przęsła niszczą i kradną osoby, które chcą wspiąć się na nasyp, by wiaduktem przejść nad al. Jana Pawła II. Po pierwsze, że tak się dzieje, to wina miasta – bo zgodziło się na rozbiórkę kładki nad aleją [magistrat nie miał wyjścia, ponieważ uszkodził ją zbyt wysoki pojazd – odbudowę zaplanowano na przyszły rok – przyp. red.]. Po drugie, ogrodzenie tylko utrudniało wejście na nasyp, ale mu nie zapobiegało – piesi mogą przejść pod wiaduktem kolejowym na drugą stronę nasypu i tam się na niego wspiąć. – Kiedy kładka była udostępniona mieszkańcom, nie zdarzały się tak uporczywe niszczenia i kradzieże poszczególnych przęseł ogrodzenia – konstatuje Padlowski. Na ra wymusza racjonalizację kosztów. Ta zaś skutkuje 'wyzbywaniem się działalności niezwiązanej z zakresem działania’. Czym więc, poza posiadaniem pobocza ul. Wilsona, zajmują się 'Nieruchomości PKP’? Dworcami i innymi budynkami, zaś ochrona torów to domena innej spółki PKP – o nazwie Polskie Linie Kolejowe. 'Dla PKP PLK SA ogrodzenie jest zbędne, ponieważ żadne przepisy nie nakładają na PKP obowiązku wygradzania torowisk w celu powstrzymania przed przejściem przez tory’ – tłumaczy w piśmie Padlowski, dodając, że 'jeśli Pan prezydent uzna powyższe ogrodzenie za potrzebne dla miasta’, to dostanie je za darmo. Oferta nie została przyjęta. Wiceprezydent Bogumił Sobuś odpowiedział kilka dni temu, że ogrodzenie stoi na gruncie kolejowym, PKP je postawiły i przez kilkadziesiąt lat naprawiały. – Nie wyrażam zgody na demontaż i domagam się odtworzenia brakujących elementów – pogroził kolei, ostrzegając, że odpowiedzialność za ewentualny wypadek spadnie na właściciela terenu, czyli PKP. Odpowiedź z Katowic jeszcze nie nadeszła. Za to płotu wciąż ubywa.