Bydgoszcz: Maszynista Arrivy zignorował czerwone światło, Radiostop nie zadziałał
Do niebezpiecznego zdarzenia doszło na trasie Grudziądz-Laskowice. Szynobus Arrivy wystartował na czerwonym świetle i nie zareagował na alarm kolejowy. Na mecie czekała policja.
Zajście miało miejsce w czwartek, 20 grudnia. Do dziś prywatna kolej PCC Rail/Arriva nie potrafi wyjaśnić, jak mogło do niego dojść.
Ze stacji w Grupie szynobus wyruszył na czerwonym świetle. Dyżurny ruchu przez kilkanaście minut usiłował się skontaktować z maszynistą, ale ten nie reagował. Wreszcie, zaniepokojony, włączył system radio-stop. To ostateczny alarm kolejowy. Zobowiązuje wszystkie pociągi w promieniu 20 kilometrów do natychmiastowego zatrzymania się.
W przypadku feralnego szynobusu tak się nie stało. Ten jechał dalej. W Laskowicach powitała go policja. Po badaniu okazało się, że maszynista był trzeźwy.
– Dlaczego wyruszył na czerwonym świetle? To niewytłumaczalny dla nas fakt. Ten maszynista miał doświadczenie. Wcześniej jeździł w PKP Cargo, na podobnych pojazdach. Nie był przepracowany, bo była to jego trzecia godzina pracy – mówi Piotr Rybotycki, szef Arriva PCC. – Na dalszy przebieg wypadków (brak reakcji na alarm – przyp.red.) miały wpływ kłopoty z łącznością radiową. Ale start na czerwonym świetle był ewidentnym błędem pracownika. Został on zawieszony w obowiązkach na okres sześciu miesięcy. Przejdzie badania psychotechniczne i by wrócić do pracy, będzie musiał zdać egzamin kwalifikujący.
Zgodnie z procedurami, na wniosek Zakładu Linii Kolejowych PKP w Bydgoszczy powołano komisję do zbadania sprawy. Weszli w jej skład przedstawiciele Arrivy.
PRZESIĄDŹ SIĘ NA:
– Zawinił najpierw maszynista, który na nasz wniosek został odsunięty od pracy, a później radiotelefon w szynobusie. Dlaczego miał usterkę, wyjaśnia dalej komisja – informuje Włodzimierz Kiełczyński, zastępca dyrektora ds. eksploatacyjnych w bydgoskim ZLK. – Najpóźniej pod koniec stycznia powinna skończyć pracę. Pasażerów, którzy w związku z całą sprawą cierpieli z powodu spóźnień pociągów, przepraszamy. Niestety, sytuacja była na tyle poważna, że tego maszynistę natychmiast należało odsunąć od prowadzenia szynobusu.
Marszałek województwa, który odpowiada za przewozy kolejowe w regionie, o zdarzeniu dowiedział się od dziennikarzy.
– Pierwszy raz słyszę tę historię. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Obojętnie, z jakiego powodu do niej doszło: czy radio nie zadziałało, czy maszynista zignorował polecenie, jest to karygodne – powiedział wczoraj „Nowościom’ Piotr Całbecki i zapewnił, że „jego służby zbadają sprawę’.