Baby: O krok od kolejnego wypadku
Gdyby nie przytomność maszynisty, w czwartek rano w Babach doszłoby do tragedii. To kolejny taki przypadek na stacji, na której w 2011 r. doszło do katastrofy kolejowej – pisze Dziennik Łódzki. W czwartek, o godzinie 8.35 pociąg Przewozów Regionalnych, jadący z Koluszek do Radomska, wjeżdżał na stację w Babach. Semafor nakazywał maszyniście jazdę z maksymalną prędkością.
– Tymczasem droga przebiegu ułożona była w ten sposób, że maksymalna prędkość na niej mogła wynosić 40 km na godzinę – tłumaczy Leszek Miętek, Prezydent Związku Zawodowego Maszynistów. – Maszynista natychmiast zatrzymał pociąg i zawiadomił dyżurnego ruchu. Sygnały wykazywane przez urządzenia w dyżurce były prawidłowe. Według nich, semafor wskazywał ograniczenie do 40 km na godzinę. Maszynista zrobił zdjęcia semafora i po otrzymaniu pisemnego rozkazu, ruszył dalej. Według Leszka Miętka, maszynista uratował pociąg. – Gdyby się nie zatrzymał i posłuchał wskazań semafora, mogło dojść do wykolejenia – mówi. – Dwa lata temu doszło w Babach do podobnego wypadku. Wjeżdżający ze zbyt dużą prędkością pociąg wykoleił się. Teraz mogło się to powtórzyć. Szczegóły.