OKIEM CZYTELNIKA: Ryanair we Wrocławiu

infoair
25.01.2012 14:01

Wzrost ruchu lotniczego w Polsce świadkami czego byliśmy w ostatnich kilku latach nie miałby tak intensywnego charakteru gdyby nie integracja ze strukturami Unijnymi. Dzięki temu bowiem można było legalnie i łatwo znaleźć zarobek poza granicami kraju a na naszym rynku lokalnym bez ograniczeń proceduralnych mogły pojawiać się tzw. tanie linie lotnicze.

Długo nie trzeba było czekać aby regionalne porty kilkukrotnie zwiększyły obsługiwany ruch lotniczy a pośród młodszej części społeczeństwa narodziła się moda na krótkie i tanie City breaks. Oczywiście jedna z najważniejszych ról w tej grze przypadła Ryanair na pokładach którego spora grupka podróżnych rozpoczynała swoją lotniczą przygodę. Biorąc pod uwagę legendę w jaką przez lata obrósł ten przewoźnik nie dziwię się euforii która opanowała internet po ogłoszeniu Wrocławia mianem kolejnej bazy operacyjnej Ryaniar. Po kilkunastu tygodniach od konferencji prasowej gdy większość zapowiedzi przybrała formę realnie dostępnych planów warto się zastanowić co ten fakt przyniesie dla lotniska i korzystających z niego pasażerów?

Tajemnicą poliszynela jest fakt, że spora część działalności Ryanair opiera się na wszelkiego typu dopłatach, finansowaniu kampanii marketingowych i innych działaniach, dzięki którym latanie na dane lotnisko staje się dla linii bardzo opłacalne. Pieniądze te – w skrócie i wersji dosadnej – w różnorakich formach mają źródło w budżetach publicznych. Nie oburza mnie to że konkretna firma prywatna jest dofinansowywana z moich podatków – takie są realia dzisiejszego rynku lotniczego. Wszystko to jednak pod warunkiem, że tak wydane pieniądze wpłyną na rozwój regionu/miasta i w jakiś sposób zwrócą się jak dobrze przeprowadzona inwestycja. W tym stwierdzeniu rozumiem zwiększenie napływającego ruchu turystycznego w bardziej rozpoznawalnych na kontynencie miastach lub po prostu ułatwienie komunikacji z miejscami o silnej współpracy partnersko-biznesowej. Nie oszukujmy się – biznes również lata przewoźnikami nisko-kosztowymi. Kalkulacja jest prosta: przesiadki i czynniki z nią związane są mimo wszystko bardziej męczące niż te maksimum trzy godziny spędzone w mniej komfortowych warunkach lotu bezpośredniego. Inna sprawa że klasą biznesową podróżują prezesi większych firm dbający o negocjacje i podpisanie umów. Szeregowi pracownicy większości firm po rozpoczęciu współpracy na swoje delegacje mają budżet ograniczony do klasy turystycznej najtańszego przewoźnika.

Oczywiście baza Ryanair we Wrocławiu również powstała w wyniku zaoferowania specjalnych stawek pobieranych opłat. Tylko czy kampania ta aby na pewno jest dobrą inwestycją? Z jednej strony tak. Przy medialności przewoźnika w regionie mocno rozeszła się informacja o uruchomionych nowych kierunkach lotniczych. Dzięki temu i legendzie w jaką obrósł Ryanair, potencjalny odbiorca może podejrzewać że teraz bardzo tanio poleci na Kretę, do Włoch, Hiszpanii i prawie wszędzie gdzie tylko zechce wyjechać na wakacje. Cel zwiększenia zainteresowania lataniem z Wrocławia został zatem osiągnięty. Ale jest także drugie dno.

Ryanair pomimo swojej antymonopolowej kampanii medialnej jest firmą paradoksalnie zmierzającą do tworzenia własnych dominacji. Poprzez bardzo agresywną taktykę cenową stara się zniechęcić wszystkie inne linie do latania na podobne lotniska aby w momencie braku konkurencji zacząć dyktować wszystkim swoje warunki. Działanie takie widać też przy okazji zakładania wrocławskiej bazy. W systemie rezerwacyjnym pojawiło się np. Malmo – dość blisko Kopenhagi z której hitem 2011 roku okazała się reaktywacja lotów SAS. Podobną zagrywką jest też uruchomienie lotów do Beauvais pod Paryżem – na dokładnie takiej samej trasie od dwóch lat obecny jest już Wizz Air. Warto dodać że we Wrocławiu jest to jedna z najbardziej atrakcyjnych turystycznie ofert tego przewoźnika. Zagranie to przypomina natomiast sytuację sprzed dwóch lat, kiedy to dla konkurencji Ryanair zdublował połączenia Wizz Air do Norwegii (lotnisko Rygge wobec Sandefjord po drugiej stronie zatoki) oraz Włoch (lotniska w Bergamo oraz Bolonii w opozycji do Forli). Oczywiście chwila silnej konkurencji będzie – ku uciesze nisko-kosztowych fanów – sezonem bardzo tanich biletów. Oferta SAS na szczęście jest kierowana w stronę nieco innego klienta, więc nadal będzie on lądował we Wrocławiu aby przez Kopenhagę wysyłać pasażerów na całą siatkę swoich połączeń. Niepokoi mnie jednak pozycja Wizz Air. Oczywiście nie należy się tutaj doszukiwać faworyzowania tej czy innej linii. Patrząc jednak na siatkę połączeń bezpośrednich z Wrocławia można odnieść wrażenie że konkurencja powinna sprzyjać poszerzaniu i zwiększaniu atrakcyjności ofert zamiast trzymaniu rywala w szachu serwując mu niedochodową stagnację na każdym niemal kroku.

Niedawno zacząłem się więc zastanawiać czy przy zawieraniu umowy z Ryanair nie dało się wpłynąć na lepsze uformowanie siatki połączeń? Chyba nie, do zdania o czym nakłoniło mnie przestudiowanie rozkładu dla samolotu przeznaczonego do obsługi Wrocławia. Z jednej strony cieszy skomunikowanie miasta ze znajdującą się na południowym wybrzeżu Anglii emigracją zarobkową czy ewidentnymi ciekawostkami pokroju Treviso pod Wenecją i kombinatem turystycznym na Krecie. Jednak przy okazji nowego samolotu nic nie zrobiono w sprawie bardziej sensownych połączeń na istniejących już trasach. Jako osoba lubująca się w tanim podróżowaniu w miejsca nietypowe chciałbym mieć możliwość częstszych przesiadek w portach o rozbudowanych siatkach połączeń. Niestety z Bergamo, Charleroi czy Bolonią nadal oferowane są raptem dwa loty tygodniowo. Hiszpania natomiast wciąż traktowana jest jako kombinat turystyki docelowej bez możliwości przesiadki w takich hubach jak Madryt czy Barcelona. Mam tutaj powody aby osobiste zachcianki podróżnicze wzmacniać również kwestią biznesowo-polityczną. Dziwi bowiem że jedno z ważniejszych miast w Polsce, które buduje powoli własną Metropolię i wokół którego z racji zbliżającego się Euro czy Europejskiej Stolicy Kultury wzrasta zainteresowanie turystyczne, posiada raptem dwa bezpośrednie loty tygodniowo do tak ważnych ośrodków jak finansowy Mediolan (Bergamo) czy Bruksela (Charleroi). Boli zwłaszcza brak wniosków z nauczki jaką było umiejscowienie siedziby EIT (Europejski Instytut Innowacji i Technologii) w Budapeszcie. W pewnym momencie rywalizacji o tą instytucję prasa oznajmiła bowiem że istotną bolączką Wrocławia jest kiepska komunikacja z najważniejszymi ośrodkami decyzyjnymi jak również w tamtych czasach ogólnie z kontynentem. Szkoda że po kilku latach nadal dochodzą do mnie słuchy że reprezentanta potencjalnego inwestora lub partnera biznesowego trzeba odbierać z lotnisk w Katowicach lub Berlinie. Chyba że jednak ten skusi się na droższą i dłuższą podróż lotniczą z wykorzystaniem przesiadki w
Warszawie lub Frankfurcie.

Z letnim rozkładem lotów port we Wrocławiu nieco zyska na atrakcyjności oferowanych kierunków. Obawiam się jednak o kolejny sezon zimowy. Czy szalona konkurencja latem nie wpłynie bowiem na zmniejszenie różnorodności oferty? Trochę szkoda że wszystko to z użyciem publicznych funduszy. Publicznych, ponieważ prawie 80% akcjonariatu spółki należy do miasta i województwa zasilanych z naszych podatków. Sądzę więc że przy planowaniu kolejnych etapów rozwoju siatki (mam tu na myśli nie tylko Ryanair czy Wizz Air) warto byłoby wziąć pod uwagę elementy wpływające na rozwój regionu w ogóle. W dzisiejszej sytuacji – zwłaszcza z obawami o monopolizację siatki nisko-kosztowych połączeń – otwarcie bazy Ryanair odbieram jako krótkotrwały prezent w postaci wakacyjnych kierunków. Co gorsza, nawet nie dla mieszkańców regionu co dla samego przewoźnika. Wspomniana wcześniej Kreta, Alicante do którego będzie latała maszyna z Wrocławia czy Malta nie zaskakują bowiem nadzwyczaj niskimi cenami biletów jakie wypadałoby wprowadzić do systemu z okazji otrzymywanych od lotniska upustów.