Witamy na stronie Transinfo.pl Nie widzisz tego artykułu, bo blokujesz reklamy, korzystając z Adblocka. Oto co możesz zrobić: Wypróbuj subskrypcję TransInfo.pl (już od 15 zł za rok), która ograniczy Ci reklamy i nie zobaczysz tego komunikatu Już subskrybujesz TransInfo.pl? Zaloguj się

Historia wiat przystankowych w Warszawie

infotrans
11.12.2010 16:17
0 Komentarzy
Warszawskie przystanki komunikacji miejskiej już niebawem zmienią się nie do poznania. Wszystko dzięki eleganckim i nowoczesnym, przeszklonym wiatom przystankowym, których ustawianiem zajmie się – wybrana przez władze miasta – prywatna firma reklamowa. Operator postawi ponad 1,5 tys. nowych zadaszeń. Do lamusa trafią dobrze znane warszawiakom starsze konstrukcje. To dobra okazja, by przypomnieć historię stołecznych wiat przystankowych.
Co łączy Trasę Łazienkowską z dzielnicą Targówek? Nie, nie chodzi wcale o autobus linii 162. Jedna z najbardziej ruchliwych stołecznych arterii oraz jedna z siedmiu dzielnic, leżących na prawym brzegu Wisły „dały\’ imiona dwóm modelom wiat przystankowych. Wiaty: „Łazienkowska\’ oraz „Targówek\’, choć nie należą – łagodnie mówiąc – ani do najmłodszych, ani do najpiękniejszych, wciąż stanowią nieodłączny element przystankowego krajobrazu poza centrum miasta. Warto je wspomnieć również z innego powodu – oba te modele są niejako „łącznikiem\’ między współczesnością a historią warszawskich zadaszeń przystankowych. Historią, która na dobre rozpoczęła się w drugiej połowie lat 40.
Historia wiat przystankowych w Warszawie
Wprawdzie pierwsze wiaty pojawiły się w stolicy jeszcze przed wojną, jednak można je było spotkać jedynie przy trasach linii podmiejskich. Niestety, przedwojenna zabudowa była bardzo gęsta a ulice wąskie, co skutecznie uniemożliwiało stawianie wiat na szeroką skalę. Pierwsze powojenne wiaty, od których zaczęła się historia, pojawiły się ok. 1946 lub 1947 roku. Były to konstrukcje niemal całkowicie drewniane. Jedynie ich dachy pokryte były blachą lub eternitem. Początkowo z luksusu schronienia się pod takim daszkiem korzystać mogli jedynie pasażerowie trolejbusów. Dopiero potem zaczęły pojawiać się na wybranych pętlach autobusowych i tramwajowych.
Historia wiat przystankowych w Warszawie
Kitu nie wciskali… lecz wydłubywali
Kolejnym „milowym krokiem\’ w historii warszawskich wiat, było wprowadzenie, na początku lat 60. typu wiat nazwanego „Stolica\’. Charakteryzowały się one bardzo prostą konstrukcją ze stalowych rur, do których przytwierdzone były tafle zbrojonego szkła i ławeczki. Wiaty miały bardzo charakterystyczne łukowe, „zapadnięte\’ daszki. Konstrukcje cieszyły się dużym powodzeniem, gdyż były bardzo łatwe w konserwacji. Ich daszki, jakbyśmy dziś powiedzieli, były także nieco „eko\’. To nic, że zawierały toksyczny azbest. Lubiły jednak porastać mchem, co niektórym zapracowanym pasażerom mogło dawać namiastkę kontaktu z naturą. Zbrojone szyby w tych wiatach osadzane były za pomocą kitu, który trzeba było jednak często uzupełniać. Jego wydłubywanie było jedną z form… zabijania czasu w oczekiwaniu na przyjazd tramwaju lub autobusu. Tego typu wiaty montowane były na przystankach do roku 1974. Obecnie ostatnie takie konstrukcje można znaleźć na przystanku tramwajowym, który znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Cmentarza Włoskiego oraz na jednym z przystanków przy ul. Przasnyskiej.
Złom na wystawę
Przystankowa zmiana warty nastąpiła w roku 1974. Wtedy to uruchomiono rasę Łazienkowską. A na przystankach wzdłuż tej arterii stanęły eleganckie i nowoczesne -jak na owe czasy – szare, aluminiowe wiaty. Ten typ swoją nazwę zawdzięcza właśnie tej bardzo ruchliwej trzypasmówce – wiata „Łazienkowska\’. Nazywany bywa również wiatą typu „Ł\’ lub po prostu „eŁką\’. Wiaty tego typu bardzo szybko zaczęły pojawiać się również na przystankach w innych częściach Warszawy. W ciągu kolejnych 15 lat stały się ich nieodłącznym elementem. Bardzo często można spotkać je i dziś. Większość z nich została jednak bardzo mocno nadszarpnięta zębem czasu. Wiele jest wręcz w opłakanym stanie. Co bardziej złośliwi pasażerowie mówią o nich, jako o wystawach złomu. Wciąż też zdarzają się pasażerowie, którzy bronią tych konstrukcji. Zapewniają one bowiem skuteczną ochronę zarówno przed letnim skwarem (dzięki „pełnemu\’ dachowi), jak i przed jesiennym deszczem lub wiatrem. Nie można również nie docenić ich kolejnej zalety. Są to wiaty najtrwalsze. Są bardzo stabilne. Tej stabilności nie są w stanie osłabić częste akty wandalizmu lub działalność korozji. Pasażerowie czekający pod taką wiatą na autobus są także w najmniejszym stopniu narażeni na niebezpieczeństwo również, choć to może się wydawać mało prawdopodobne, w wyniku kolizji z samochodem. Ich przeciwieństwem pod tym względem są natomiast – podobne z wyglądu wiaty typu „Targówek\’, które szybko ulegają korozji, a w razie wypadków składają się niczym domki z kart.
Historia wiat przystankowych w Warszawie
Targówek na Bemowie
Lata 90. to kolejny ważny etap w rozwoju warszawskiej infrastruktury przystankowej. W miejscach, w których zatrzymują się autobusy i tramwaje, pojawiły się całkiem nowe konstrukcje. Oprócz wspomnianego wcześniej „Targówka\’ warszawiacy po raz pierwszy ujrzeli charakterystyczne czerwone, półokrągłe wiaty nazywane „Adpolami\’ (od nazwy firmy, która je postawiła). Zanim jednak opiszemy te zadaszenia, warto chociaż krótko wspomnieć o wiatach typu „Targówek\’. Jak łatwo się domyślić, ich nazwa wzięła się stąd, że po raz pierwszy pojawiły się na terenie tej warszawskiej dzielnicy. Od wiat typu „Ł\’ różnią się m.in. barwą – są krwiście czerwone. Obecnie ich widok również nie należy do rzadkości, choć wbrew nazwie, zamiast na Targówku, częściej można je znaleźć chociażby na… Bemowie.
Umowa z firmą Adpol została zawarta w roku 1991. Na jej mocy zostało ustawionych ponad 500 czerwonych wiat o zaokrąglonych kształtach. Zyskały uznanie pasażerów z racji swojego estetycznego, nowoczesnego wyglądu (mimo, że od tamtej pory minęło 20 lat wciąż wielu warszawiaków uważa je za nowoczesne). Prywatny operator, należący obecnie do grupy AMS, nie tylko zakupił i zamontował zadaszenia, ale również przejął na siebie obowiązek ich utrzymania, czyli sprzątania, odśnieżania, a nawet uzupełniania ubytków nawierzchni. W zamian otrzymał wyłączność na prowadzenie działalności reklamowej.
Historia wiat przystankowych w Warszawie
Opalenizna na przystanku
Umowa z pierwszym, i jak do tej pory jedynym prywatnym operatorem wiat przystankowych, była przedsięwzięciem pionierskim. Obie strony umowy odnoszą (umowa jeszcze obowiązuje) korzyści ze współpracy. Operator zarabia na reklamach. Miasto zaś zyskało eleganckie wiaty, a ponadto nie zostało pozbawione przychodów z tytułu działalności reklamowej. Oprócz niebagatelnych kwot zaoszczędzanych na sprzątaniu i odśnieżaniu przystanków, do miejskiej kasy wpływa zgodnie z umową niewielki procent przychodów uzyskanych przez operatora.
Zaś same wiaty nie są, niestety pozbawione wad. Ich przezroczysty dach nie chroni dostatecznie przed słońcem. To sprawia, że – w czasie upałów – wiaty zamieniają się w „uliczne solaria\’. Kolejna wada ujawnia się za to w okresie jesiennych słot lub zimowych mrozów. Są one zbyt wąskie, by pomieścić wszystkich przemoczonych lub przemarzniętych pasażerów, którzy chcą się pod nimi schronić.
Grzanie i zagłuszanie
Prywatny operator starał się na przestrzeni lat, jak mógł uatrakcyjnić pasażerom oczekiwanie na tramwaj lub autobus. W połowie lat 90., w ramach akcji reklamowej jednej z rozgłośni radiowych, pod wiatami zostały zainstalowane głośniki nadające jej program. Były jednak masowo niszczone co powodowało, że strasznie zniekształcały dźwięk. Dobywający się z głośników jazgot denerwował pasażerów. Osoby starsze protestowały również dlatego, że głośniki przypominały im znienawidzone w czasie okupacji „szczekaczki\’. W ramach innej akcji reklamowej – tym razem jednego z koncernów energetycznych, kilka lat temu w wiatach zostały zamontowane także nagrzewnice, które były wybawieniem w czasie dotkliwych mrozów. Wielu pasażerów do dziś wspomina je z rozrzewnieniem.
Historia wiat przystankowych w Warszawie
Bieżąca dekada zaowocowała całkiem nowymi, wcześniej niespotykanymi typami i rodzajami wiat. W 2001 roku na ciągu ul. Marszałkowskiej, pojawiły się wiaty w kolorze butelkowej zieleni. Kilka lat później, w roku 2005 na przystankach tramwajowych przy tej samej ulicy pojawiły się również zielone wiaty, które nie miały ścianek bocznych. Wymuszone to zostało niewielkimi rozmiarami wysepek tramwajowych. Boczne ścianki uniemożliwiłyby pasażerom swobodne poruszanie się po wysepce. Przed ratuszem dzielnicy Bemowo pojawiła się wiata zintegrowana z… kioskiem ruchu. Nad peronami pętli przy Dworcu Centralnym pojawiły się za to gigantyczne, szklane konstrukcje z żółtymi elementami, które nawiązują do wyglądu sąsiadującego z pętlą Dworca Centralnego. Po remoncie Krakowskiego Przedmieścia, przy tej reprezentacyjnej ulicy, stanęły z kolei wiaty wykonane niemal całkowicie ze szkła. Dzięki temu nie zaburzają historycznego wystroju ulicy.
Idzie „nowe\’
W latach 2008-2009 na 170 przystankach stanęły skromne, choć eleganckie szare wiaty, z elementami czerwieni. Zostały postawione przez firmy Tejbrant oraz Budotechnika. Stanęły na przystankach pozbawionych wcześniej zadaszeń lub na takich, na których istniejące konstrukcje znajdowały się w opłakanym stanie.
Historia wiat przystankowych w Warszawie
W roku 2005 Urząd m. st. Warszawy postanowił przeprowadzić procedurę wyboru nowego typu wiaty przystankowej, o takim wzorze, który będzie wyjątkowy i jedyny dla Warszawy;tzw. wiaty warszawskiej. Komisji konkursowej zależało, by zwycięskie rozwiązanie było wiatrochłonne, chroniło przed deszczem, umożliwiało pasażerom dobry dostęp do informacji, tzn. planu miasta, rozkładu jazdy, aby te informacje były rozsądnie umieszczone, widoczne oraz dobrze oświetlone. Istotną kwestię stanowiły również sposoby mycia i konserwowania wiat. W wyniku tego konkursu został wybrany model wiaty, który na warszawskich przystankach zacznie pojawiać się od przyszłego roku. Ustawianiem oraz utrzymaniem nowych wiat zajmie się wybrany przez miasto prywatny operator, który – tak samo jak Adpol – będzie czerpał zyski z tytułu sprzedaży powierzchni reklamowej.

Komentarze