Witamy na stronie Transinfo.pl Nie widzisz tego artykułu, bo blokujesz reklamy, korzystając z Adblocka. Oto co możesz zrobić: Wypróbuj subskrypcję TransInfo.pl (już od 15 zł za rok), która ograniczy Ci reklamy i nie zobaczysz tego komunikatu Już subskrybujesz TransInfo.pl? Zaloguj się

Gliwice: Komunikacja posypie się jak domek z kart?

infotram
03.09.2009 17:02
0 Komentarzy

Decyzja gliwickich samorządowców o likwidacji w tym mieście linii tramwajowych jest kolejnym dowodem na to, że metropolia śląska istnieje tylko na papierze. Plan budowy wspólnej komunikacji publicznej zaczyna się bowiem sypać jak domek z kart – pisze Gazeta Wyborcza. Powstanie Górnośląskiego Związku Metropolitarnego było gigantycznym kompromisem. Większość prezydentów śląskich i zagłębiowskich miast schowała do kieszeni własne ambicje i pogodziła się z tym, że sami nie poradzą sobie z wieloma problemami dotyczącymi komunikacji, likwidowania odpadów komunalnych czy promocji. Osobno nie są też w stanie przyciągnąć dużych, zmieniających region inwestycji, na miarę Della, IBM, czy Intela.
Od samego początku trzeba było jednak pogodzić interesy największych graczy, czyli Katowic i Gliwic. Stąd szefem GZM-u został prezydent Katowic, a najważniejsze stanowiska w biurze objęli ludzie związani z prezydentem Gliwic. Ich współpraca z Piotrem Uszokiem układa się jak na razie w miarę dobrze, tylko czasem tu i ówdzie pojawiają się plotki o koniecznych zmianach w biurze metropolii.
Ale o wiele ważniejsza od personalnych roszad i rozkładu sił jest rzeczywista współpraca miast. Tymczasem Gliwice z tutejszymi władzami na czele – świadomie lub nie – oddalają się od metropolii. Wydaje się, że przeświadczone o własnej wielkości postawiły na sprawdzoną pod koniec XIX wieku brytyjską metodę 'wspaniałego odosobnienia’.
Na taką politykę ma na pewno wpływ polityczna izolacja Zygmunta Frankiewicza, który popadł w konflikt z Platformą Obywatelską. Winę za to ponosi zarówno prezydent Gliwic, jak i politycy rządzącej regionem PO.
To jednak niejedyna przyczyna izolacji miasta. Do poważnego rozdźwięku między prezydentami największych miast doszło za kadencji marszałka Janusza Moszyńskiego, bliskiego współpracownika Frankiewicza. Trafił na to stanowisko w wyniku krótkotrwałego kompromisu podczas wewnętrznych rozgrywek w śląskiej PO, kiedy toczył się bój o przywództwo tzw. grupy gliwickiej z ekipą posła Tomasza Tomczykiewicza.
Niektórzy samorządowcy zarzucali wówczas marszałkowi, że foruje swoje Gliwice, niesprawiedliwie rozdziela unijne dotacje, niepotrzebnie wzmacnia konkurencję wewnątrz regionu. Moszyński mówił bowiem o swoich wątpliwościach co do budowy Muzeum Śląskiego na terenie kopalni Katowice, niewiele też brakowało, by nie było unijnej dotacji na budowę centrum kongresowego w Katowicach. Wspierał również budowę konkurencyjnej dla Spodka hali widowiskowo-sportowej w Gliwicach. Kilka razy swoimi wypowiedziami dolał też oliwy do ognia. Stwierdził np., że katowiccy radni powinni mieć w Gliwicach swój pomnik, bo to dzięki ich decyzjom skrzyżowanie autostrad będzie w gliwickiej Sośnicy, a nie w Katowicach. Takie traktowanie musiało irytować prezydentów miast i nie zachęcało do współpracy.
Po odejściu Moszyńskiego wydawało się, że konflikt Gliwic z kilkoma innymi miastami ucichnie. Bez większych problemów udało się wspólnie przejąć akcje wiecznie niedoinwestowanych Tramwajów Śląskich. Miało to ułatwić zarządzanie firmą i pomóc w zdobywaniu pieniędzy na potrzebne remonty. Akcjonariuszem zostały także Gliwice.
I nagle okazało się, że pozbyły się tramwajów z miasta. Prezydent Frankiewicz wyjaśniał, że 'aby wprowadzić na szyny nowoczesne, niskopodłogowe tramwaje, trzeba by przeprowadzić gruntowny i niezwykle kosztowny remont torowisk oraz kupić nowe wagony. Miasta nie stać na taki wydatek’. W liście do mieszkańców zapewniał, że wie, iż niektórzy z nich lubią tramwaje i darzą je sentymentem, ale nie zmieniło to jego decyzji.
Tymczasem wyrzucenie tramwajów poza granice miasta, to nie tylko problem Frankiewicza i mieszkańców Gliwic. To problem całej metropolii. Gliwice na własne życzenie odcinają się na przyszłość od tego, co mogłoby by być symbolem nowoczesnej metropolii i jej spinaczem – sprawnej komunikacji tramwajowej. W dodatku za chwilę pewnie pojawią się problemy związane z akcjami TŚ. Czy Gliwice będą chciały w razie potrzeby dokładać do inwestycji firmy, której są współwłaścicielem, choć nie mają u siebie żadnej linii tramwajowej? Co zrobią ze swoimi akcjami? Może za jakiś czas Frankiewicz zapuka do Uszoka i zaproponuje mu kupno niepotrzebnych Gliwicom akcji?
Plan ratowania komunikacji publicznej w regionie może się przewrócić jak domek z kart przez krótkowzroczne kalkulacje finansowe jednego miasta. To może wyzwolić efekt kuli śniegowej i rozpocząć serię rezygnacji kolejnych miast z innych wspólnych inwestycji. Powód zawsze się znajdzie.

Komentarze