Słowacja aktywna na morzu: 1500 marynarzy i 100 statków morskich
Słowacja mimo braku dostępu do morza jest dość aktywna na morzach i oceanach Europy. Ma też swój rejestr statków morskich i własną banderę, a słowaccy marynarze szkolą się w polskich ośrodkach – informuje słowackie Ministerstwo Transportu w odpowiedzi na nasze zapytanie prasowe.
Co polska branża morska może zyskać na współpracy ze Słowacją i jak duże są związki naszych południowych sąsiadów z morzem? Wbrew pozorom dużo większe, niż by się to mogło wydawać. Słowacja odziedziczyła związki z żeglugą morską i własną banderę jeszcze po czasach wspólnego państwa z Czechami. Do dziś wielu starszych Słowaków z rozrzewnieniem wspomina czasy studiów na Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni lub Szczecinie, a również dziś w polskich uczelniach morskich słowaccy marynarze przechodzą obowiązkowe szkolenia i odnawiają certyfikaty.
Sny o morskiej potędze? Nie, czysty biznes
Związki naszych sąsiadów z morzem sięgają jeszcze czasów Austro-Węgier, gdy wielu Czechów i Słowaków pływało na statkach różnych państw, gdyż była to dla nich szansa na karierę i dostatnie życie. Gdy po I wojnie światowej negocjowano przyszły europejski porządek, czechosłowaccy liderzy postawili kilka żądań dotyczących praw nowego państwa na morzu. Najdalej idącym postulatem było utworzenie czechosłowackiego korytarza sięgającego do Jugosławii, który miałby objąć z grubsza obszar dzisiejszego Burgenlandu. Na to się nie zgodzono, ale zwycięskie mocarstwa uznały prawa Czechosłowacji do własnej bandery i nabrzeży portowych w Hamburgu i Szczecinie. W czasach przedwojennych i komunistycznych miało to o wiele większe znaczenie niż dzisiaj, a Czechosłowacja mocno inwestowała w swoją flotę i kształcenie marynarzy.
Po II wojnie światowej własna flota miała dla komunistycznych państw kluczowe znaczenie. Państwo czechosłowackie nie musiało płacić twardą walutą za przewóz towarów drogą morską, w sytuacji gdy tej twardej waluty nie miało. Co więcej, samo mogło zarabiać cenne dewizy dzięki żegludze morskiej, zwłaszcza że umowy międzynarodowe gwarantowały mu dostęp do portów państw socjalistycznych, w tym PRL, NRD, Jugosławii czy ZSRR.
Kariera na statku zamiast smutnego życia w zamkniętym państwie
W czasach zamkniętych granic wielu Słowaków i Czechów pragnęło wyrwać się z szarej rzeczywistości, poznać świat, zrobić międzynarodową karierę. Obecnie nie ma z tym problemu: wystarczy wsiąść w Bratysławie do autobusu, pociągu czy nawet na statek rzeczny i za godzinę – półtorej jesteśmy w Wiedniu, płacąc w tej samej walucie w obu państwach, bez kontroli granicznych. Wówczas w tym miejscu były zasieki, a wielu Słowaków chęć przedostania się do Austrii przypłaciła życiem.
Jedną z niewielu możliwości wyrwania się do „wielkiego świata” była kariera marynarska. W dodatku nie było to wcale niedostępne. Była całkiem spora liczba miejsc dla obywateli Czechosłowacji na bezpłatnych studiach na polskich czy radzieckich uczelniach morskich i sporo osób z tej możliwości skorzystało.
Co ciekawe – Czesi chętniej wybierali radzieckie uczelnie (Odessa, Leningrad – dzisiejszy Petersburg), Słowacy – polskie. Wynikało to po części z faktu, że Czechy były uznawane za bardziej „progresywne” w komunizmie, stąd też Czesi chętniej wybierali to, co w tych czasach było na topie – Związek Radziecki. Leningrad czy nawet Odessa wydawały im się bardziej „światowe”, niż Gdynia czy Szczecin. Natomiast Słowacy mniej się angażowali w komunizm i ideologię, również język polski i polska mentalność są Słowakom o wiele bliższe, niż Czechom.
W słowackim internecie można znaleźć wspomnienia dzisiejszych słowackich emerytów, którzy piszą o swoich studiach na Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni lub Szczecinie, a także wspominają późniejszą pracę na morzu. Obecnie takich ludzi jest zdecydowanie mniej, ale morska tradycja przetrwała, choćby w postaci słowackich instytucji morskich, tradycji rodzinnych, wciąż bardzo życzliwej współpracy z polskimi uczelniami morskimi i administracją morską.
Zinstytucjonalna współpraca morska
O to, jak dziś współpraca morska wygląda na poziomie administracji i instytucji, zapytaliśmy słowackie Ministerstwo Transportu, w którym jest specjalna komórka odpowiedzialna za gospodarkę morską. Wbrew pozorom pytanie o sprawy morskie słowackich urzędników nie zdziwiło, a wspólnych spraw jest całkiem sporo.
Poniżej fragment odpowiedzi, udzielonej przez słowackie Ministerstwo.
Współpraca w dziedzinie żeglugi morskiej polega na promowaniu poszczególnych polityk w ramach UE i Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Morskiego (EMSA). Współpraca w Międzynarodowej Organizacji Morskiej (IMO) w zakresie zmian w międzynarodowych konwencjach IMO jest również poruszana w ten sam sposób. Republika Słowacka ma ograniczone możliwości bezpośredniego uczestniczenia w pracach IMO w ramach Ministerstwa Transportu Republiki Słowackiej. Jest za to pośrednio zaangażowana w przygotowanie wspólnych materiałów UE dla IMO w odpowiednich grupach roboczych.
Zgodnie z obowiązkami państw bandery wynikającymi z Międzynarodowej Konwencji STCW oraz Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2008/106/WE w sprawie minimalnego poziomu wyszkolenia marynarzy, słowacki Urząd Morski (ONÚ) musi regularnie kontrolować i sprawdzać, czy członkowie załogi statku są szkoleni w ośrodkach szkoleniowych zatwierdzonych przez niego zgodnie z wymienionymi przepisami. Z uwagi na fakt, że w Republice Słowackiej zarejestrowanych jest około 1500 członków załóg statków morskich (kapitanowie statków morskich, oficerowie maszynowi i pokładowi, marynarze i personel hotelowy), którym ONÚ wydaje się licencje, świadectwa licencji i licencje po wypełnieniu kursów zawodowych, bardzo często marynarze korzystają z ośrodków szkoleniowych w Polsce, a mianowicie w Szczecinie i Gdyni. Zgodnie z systemem zarządzania jakością ustanowionym przez słowacki Urząd Morski, Słowacja uznaje szkolenia odbyte w tych zagranicznych (głównie polskich) ośrodkach szkoleniowych. Polskie ośrodki są istotne, gdyż są w stanie uzupełnić niedostateczną podaż krajowych ośrodków szkoleniowych w ramach Konwencji STCW. ONÚ (słowacki Urząd Morski) od dłuższego czasu współpracuje z Urzędem Morskim w Szczecinie oraz Urzędem Morskim w Gdyni w zakresie certyfikacji marynarzy oraz szkolenia obywateli Słowacji w zakresie żeglugi morskiej,
ONÚ współpracuje na bardzo wysokim poziomie z Ośrodkami Szkolenia Ratownictwa Morskiego (OSRM) Akademii Morskiej w Szczecinie, Akademią Marynarki Wojennej w Szczecinie oraz Centrum Szkolenia SDKO (Naval Official Enhancement Study) Szczecin, Uniwersytetem Morskim w Gdyni oraz SDK (Studium Doskonalenia Kadr) przy Uniwersytecie Morskim w Gdyni.
– Ministerstwo Transportu Republiki Słowackiej
Ekologia, żegluga śródlądowa i słowackie ładunki w polskich portach morskich
Na tym jednak nie koniec. Słowacja podobnie jak Czechy, Ukraina i Białoruś jest pod względem ekologicznym zaliczana do tak zwanych „peryferyjnych państw Regionu Morza Bałtyckiego” z tego względu, że oddziałuje na stan Bałtyku poprzez rzeki. Co prawda Słowacja w większości leży w zlewisku Morza Czarnego (dorzecze Dunaju), ale całkiem istotna część kraju w rejonie Popradu i Tatr Wysokich leży w zlewisku Bałtyku. Na rzece Poprad niedaleko miasta o tej samej nazwie można spotkać nowoczesne oczyszczalnie ścieków, a na nich tabliczka, że sfinansowano je ze środków unijnych w ramach projektu zmierzającego m. in. do poprawy stanu Morza Bałtyckiego. Rzeczywiście, na czystość wód w Zatoce Gdańskiej i stan trójmiejskich plaż wpływa w przeważającej mierze stan Wisły, który z kolei zależy od czystości jej dopływów – w tym zanieczyszczeń lub czystej wody docierającej przez Poprad i Dunajec ze Słowacji czy przez lwowską Połtwę i Bug z Ukrainy. Stąd też polsko-słowacka współpraca bałtycka odbywa się również na tym polu – wbrew pozorom jest tu całkiem sporo różnych międzyrządowych komisji, projektów i grup roboczych.
Słowacja w odróżnieniu od Polski ma też bardzo rozwiniętą żeglugę śródlądową. Głównie na Dunaju, ale także na jego niektórych dopływach, zwłaszcza na Wagu. To jednak jest już temat na osobny artykuł, zwłaszcza że sporo się dzieje w tej kwestii.
I wreszcie – Słowacja jest państwem mocno uprzemysłowionym i zglobalizowanym, przy czym jest to głównie „nowy” przemysł – nie dymiące zakłady z czasów komunistycznych, ale zbudowane „na zielonej łące” nowoczesne fabryki zachodnich koncernów. To przede wszystkim słynna produkcja samochodów, ale nie tylko. Około 74% słowackiego przemysłu idzie na eksport, a słowackie zakłady przemysłowe mocno zależą od globalnego łańcucha dostaw, w tym surowców i podzespołów z różnych zakątków świata. Siłą rzeczy spora część tego transportu musi przejść przez porty morskie i niekoniecznie muszą to być porty niemieckie czy rumuńskie. Wbrew pozorom Gdańsk i Gdynia również mają pod tym względem duży potencjał, a swoją niszę we współpracy ze Słowacją mogłyby też wykorzystać małe porty – np. Kołobrzeg, Elbląg czy Ustka.
Więcej na ten temat można przeczytać w książce „Nieznany sąsiad. Podręcznik współpracy polsko-słowackiej„, w której kilka rozdziałów jest poświęconych transportowi i żegludze. Książka jest dostępna w wersji elektronicznej, można ją kupić w księgarni Ebookpoint.pl
Autor tekstu i zdjęcia: Jakub Łoginow
Na zdjęciu: śluza stopnia wodnego Gabčíkovo na Dunaju
Komentarze