Witamy na stronie Transinfo.pl Nie widzisz tego artykułu, bo blokujesz reklamy, korzystając z Adblocka. Oto co możesz zrobić: Wypróbuj subskrypcję TransInfo.pl (już od 15 zł za rok), która ograniczy Ci reklamy i nie zobaczysz tego komunikatu Już subskrybujesz TransInfo.pl? Zaloguj się

Grzechy kierowców

infobike
28.10.2011 20:05
0 Komentarzy

Grzechy kierowców


Dawno nie jeździłam samochodem po Warszawie. I powinnam była zostać przy tym przyzwyczajeniu. Niestety, okoliczności życiowo-zdrowotne zadecydowały za mnie. Grzechów, które popełniają warszawscy kierowcy, wystarczyłoby do zapełnienia wielotomowego dzieła, ale kilka z nich szczególnie mnie zirytowało i zmusiło do smutnych refleksji –pisze Sylwia Lichocka z Zielonego Mazowsza


samochod

1. Absolutnie, pod żadnym pozorem nie należy wpuszczać innych współużytkowników drogi. Z drogi podporządkowanej – no to jeszcze, jeszcze chociaż przecież spieszymy się bardzo i każde 5 sekund się liczy i ma decydujące znaczenie dla losów wszechświata oraz powszechnej szczęśliwości i dobrobytu. Generalnie się spieszymy, chyba wszyscy wychodzą o 15 minut za późno z domu, bo pośpiech jest tym co zauważa się od razu. Oraz irytację. Warszawscy kierowcy są zasadniczo zirytowani. Wszystkim. Wpuszczeniem zabłąkanego kierowcy, który grzecznie chce zjechać z pasa do skrętu w prawo bo planuje jechać prosto, nawet jeśli robi to w ostatniej chwili, bo – być może zaćmienie nie pozwoliło mu dostrzec, że ów pas do skrętu w prawo się kończy. Nie należy go wpuszczać, bo jest na pewno 'cwaniakiem’. Owszem, jest. Może i jest. Ale jeśli w swoim zacietrzewieniu nie pozwolimy mu wjechać, to będzie tak stał do końca świata, blokując osobników, którzy chcą jednak skręcić w prawo. I tych, którzy jadą prosto. Nie należy wpuszczać.


2. Cwaniak warszawski. Owszem, każdemu się zdarzy pojechać nie tym pasem, który nagle i niespodziewanie się kończy. Ale cwaniactwo na ulicy Puławskiej – od strony Piaseczna do Warszawy przechodzi wszelkie pojęcie. Grane jest pobocze, pasy do skrętu, boczne uliczki w które można wjechać z tegoż pasa po czym zawrotka i myk, że niby wyjeżdżamy z tej uliczki, chodniki jak trzeba (bo w zasadzie skoro skręcam za 200 metrów to czemu nie mógłbym pojechać chodnikiem, pusty był), pas zieleni oddzielający ulicę – do zawracania, po co czekać na światłach, nic nie jedzie. Notoryczne wjeżdżanie na skrzyżowanie na 'późnym żółtym’ – które chyba w magiczny sposób czasem zamienia się w zielone, licząc na to można spokojnie wjechać i zatarasować przejazd wszystkim. W każdym warszawskim kierowcy budzi się cwaniak. Bo jak się nie obudzi – czyli nie wykorzysta się okazji, żółtego światła, innego pasa, luki, czyjegoś zagapienia się na ułamek sekundy – to jest się frajerem. Zwykłym. Bo tylko cwaniakując dojedziemy do celu tak jak powinniśmy, czyli o 15 sekund wcześniej niż ja.


3. Pędzić. Czasem wydaje mi się, że przyczyną jest bezmyślność. Ale czy to możliwe, żeby 95% kierowców wsiadając do swoich maszyn, z których starają się wycisnąć ile fabryka dała, traciło jak jeden mąż mózg? Przestawało myśleć, niejako automatycznie? Z przekręceniem kluczyka w stacyjce? Może…


No właśnie – wycisnąć. Każda, nawet najkrótsza prosta – nawet pomiędzy dwoma spowalniaczami, na których o ile nie chcemy stracić zawieszenia – musimy zwolnić do 30 km/h – nadaje się do pędzenia. Do przyspieszenia, do wyciśnięcia z tego silnika ile się da. Ponadto taki pusty odcinek jest doskonałym miejscem do wyprzedzenia wlokących się kierowców, którzy z powodu wrodzonego debilizmu jedynie i złośliwości – nie pędzą 80 km/h, aby zwalniać przed progiem i potem znowu szybciej i szybciej….Tamują ruch, ot co.


Tak samo autobusy tamują ruch. Nie daj Boże trafić za takim autobusem, który w dodatku się zatrzymuje na przystanku – bez zatoczki. I ileż czasu się traci za takim grzmotem? Nie można tak. Trzeba ten autobus wyprzedzić, przecież on tak będzie stał z 20 minut, co najmniej! Chyba jestem jedynym kierowcą, który cierpliwie czeka za autobusem, aż wykona swoją powinność i ruszy. Przecież to trwa kilkanaście sekund! Manewry zniecierpliwionych kierowców, którzy MUSZĄ natychmiast wyprzedzić autobus stojący na przystanku, bez względu na to jaka linia jest namalowana na drodze, jaka widoczność i co najważniejsze – jaka dalsza perspektywa jazdy – to kolejny grzech warszawskich kierowców.


Prędkość poruszania się jest tematem rzeką – jeśli nie ma progów spowalniających, a droga jest w miarę równa (niekoniecznie prosta), należy deptać pedał gazu, ile się da. Ograniczenia są dla frajerów. Co za debil ustawił tutaj te 50 km/h? Bezsensowne te znaki, na pewno zostały po jakiejś budowie. Spróbujcie kiedyś pojechać Mostem Siekierkowskim prawym pasem już niech będzie – z przepisową prędkością 80 km/h, niemałą dodajmy. Wyprzedzą Was nawet czterdziestoletnie skody, śmieciarki powiewające siatką spod której wypadają niczym białe ptaki plastikowe torebki, szambiarki, furmanki, a nawet rowerzysta jak się uprze. Po prostu na TAKIEJ drodze się tak nie jeździ!


Jeżdżenie w terenie zabudowanym z prędkością 50 km/h jest strasznym frajerstwem i powszechnie wiadomo, że spowalnia ruch. Powoduje korki. Tacy kierowcy powinni być uczeni porządku. Jak uczyć? Proste, podjeżdżamy w tym celu tak blisko jak się da samochodu przed nami, manifestując dobitnie, że jak trzeba to możemy popchnąć. Możemy też że zniecierpliwieniem czynić manewry przygotowujące do wyprzedzenia, wjeżdżać na środek drogi, lub podjeżdżać pod zderzak marudera i odjeżdżać. Migać światłami no też można, w końcu nam się spieszy, jesteśmy w niedoczasie. Przecież nikt nie jeździ 50 km/h.


4. Skręcamy. Powszechnie wiadomo, że pas do skrętu w prawo, lub w lewo, szczególnie jeśli jest jeden, zawsze jest zakorkowany. Powszechnym zjawiskiem jest korzystanie zatem z innego pasa oraz skręcanie 'na doczepkę’. Ma się wtedy ogromną satysfakcję z przechytrzenia frajerów, którzy karnie stoją w ogonku, zgrzytając zębami ze złości, że tak się dali wyrolować. Czasem zdarza się, że gramy 'na gapcia’. Czyli w ostatnim momencie próbujemy wcisnąć się na ten pas do skrętu, a ponieważ ogonek zgrzyta zębami oraz patrz punkt 1 – to blokujemy pas z którego skręcamy. I teraz już wszyscy zgrzytają i warczą. A przecież wszystkim się spieszy!


5. Parking to nie miasto! Wszystkie zasady ruchu drogowego zasadniczo biorą w łeb, kiedy wjeżdżamy na parking. Na przykład podziemny w świątyni konsumpcji czyli galerii handlowej. Znaki poziome oraz pionowe przestają obowiązywać. Obowiązuje zasada… braku zasad. Prawa strona? Nakaz jazdy albo zakaz wjazdu z uwagi na drogę jednokierunkową? E tam, przecież nam się spieszy. Bo jesteśmy – jak zwykle – spóźnieni, a dochodzi jeszcze kwestia braku miejsca. Trzeba łapać okazję!


6. Łapać okazję, czyli wszędzie się wcisnę. Załóżmy, że grzecznie czekamy przed skrzyżowaniem, mając już zielone światło, ale marne szanse na zjazd ze skrzyżowania, więc czekamy sobie aż się zrobi wystarczająco dużo miejsca dla naszego wozu. Dochodzące z tyłu cmokanie z dezaprobatą dla naszego kompletnie irracjonalnego zachowania słychać aż w naszym aucie. Z przodu robi się miejsce, więc ruszamy, aby przejechać (mamy zielone cały czas). I co się okazuje? że nasze wyczekane wolne miejsce – zajmuje samochód stojący do tej pory obok, na drugim pasie, wykorzystuje fakt wolnego miejsca, no co, myślał że go puszczam? W związku z tym – my nadal nie mamy miejsca dla siebie, a w dodatku kierowca (który jest spóźniony, biedny), wykonał swój manewr bardzo szybko, więc możliwe jest, że ruszyliśmy już z miejsca. I stoimy na skrzyżowaniu.


Inny przykład? Proszę bardzo. Skradamy się koło prawej krawędzi jezdni wypatrując miejsca parkingowego. Uwaga – nie MIEJSCA DO ZAPARKOWANIA, które ma bardzo szeroką definicję – ale miejsca parkingowego. Takiego, które ma wyznaczone, wyrysowane liniami miejsce, albo znak pozwala. Miejsca, za którego użytkowanie w centrum płaci się grosze, wsuwając potem bilet za przednią szybę. Zniecierpliwieni kierowcy oczywiście wyprzedzają nas, bo kto to widział tak się wlec na zastawionej z obu stron drodze, przeważnie wąskiej – bo zastawionej z obu stron – bez widoczności. A my sobie szukamy. Wreszcie – o cudzie, jakiś kierowca postanawia tuż przed naszym nosem – wyjechać z pięknego, legalnego miejsca parkingowego. Zatrzymujemy się zatem z boczku i grzecznie czekamy dla zwizualizowania naszego zamiaru migając kierunkowskazem. Kierowca wyjeżdża a my już szykujemy się do skrętu, gdy nagle? co to? ktoś kto nas właśnie wyprzedzał, bo mu się spieszyło – wjeżdża tuż przed naszym końcem maski – w upatrzone przez nas miejsce! Mógłby skłamać, prawda? Było by miło, gdyby powiedział cokolwiek. A na co możemy liczyć w dzisiejszym zdziczałym świecie? Na bluzg, przekleństwo, które w najbardziej delikatnym tłumaczeniu przekłada się na: Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam teraz zrobi?


Ale miało być o samochodach i ich kierowcach.

Gdyby hipotetycznie jakiś kierowca z rejonu Skandynawii zaplątał się o godzinie 8 na warszawską jezdnię, podejrzewam, że po godzinie wysiadłby histerycznie szlochając. Zostałby obtrąbiony, zniszczony psychicznie i wdeptany w brudne błoto pobocza. Nie dałby rady. Ja próbuję codziennie – jechać płynnie, dynamicznie, a przy tym myśląc i przestrzegając przepisów. Przewidując choćby w elementarnym stopniu poczynania innych kierowców, świateł (to akurat proste), sytuacji na drogach. I codziennie frustracja narasta.


Pytanie jest – czy możemy coś – cokolwiek – z tym zrobić? Jak z tym walczyć albo – jak to leczyć? Jak mamy kształtować pokolenie przyszłych kierowców – w domniemaniu – na lepszych – jeśli oni dziecięciem będąc jeżdżą teraz ze swoimi rodzicami, którzy jeżdżą jak powyżej? Gdzie są ludzie, którzy jeżdżą jak ja? Czy wyginęli jak dinozaury? Czy wszystkich spotykam w lesie, jadąc rano rowerem?


Czy gdzieś jeszcze są kierowcy, którzy wyszli o czasie? Których nie zbawi 2 minuty dłuższa jazda? Którzy nie muszą ścigać się spod świateł, skoro za 100 metrów są kolejne i w dodatku czerwone?

Gdybyśmy wszyscy – jednego dnia, tak na próbę – wyjechali wcześniej, i jechali mniej agresywnie, płynnie, uczynnie i uprzejmie, może by się okazało, że się da?


Wracam na rower. Obyśmy zdrowi byli!


Źródło: http://www.zm.org.pl/?a=bisette-11a

Komentarze